Najlepsza odpowiedź
W przeciwieństwie do Franklina Veaux, nie zawsze byłem poliamoryczny ( i ja też nie jestem panseksualny). Podobnie jak Franklin, myśl o monogamii nie miała dla mnie pełnego sensu dorastania. Jednak moje narażenie na myśli lub koncepcje poliamorii było ograniczone, nie przyszło mi to do głowy aż do wczesnej dorosłości (około 20–24 lat).
Najpierw próbowałem być monogamiczny – wierny jednej osobie, zobowiązując się do jeden związek, wszystko to. A dziewczyny i kobiety, z którymi się umawiałem (mówię, że byłyśmy dziewczynami, ponieważ byłyśmy wtedy nieletnie) były bardzo podobne. Chociaż kiedy przechodziłem przez te relacje, w końcu jedno z nas oszukiwało, a to nie ja. Teraz, czy ścigałem ich, by oszukiwali, szczerze mnie to nie obchodzi. Chodzi o to, że nie ufali mi na tyle, by powiedzieć, że chcieli czegoś lub kogoś innego. I właśnie to naprawdę sprawiło, że pomyślałem: „Dlaczego ja i inni przywiązujemy się do tej koncepcji monogamii, skoro wydaje się tak często, że ludzie wstydzą się czegoś innego, co powoduje, że podstawa każdego związku zostaje wyrzucona przez okno?” Podstawą jest komunikacja i zaufanie.
Zacząłem więc czytać o alternatywach i odkryłem poliamorię. Zainteresowałem się nim tak bardzo, że poświęciłem mu semestr prac pisemnych, a jeden z nich przedstawiłem klasie. Większość młodych kobiet była zniesmaczona, większość młodych mężczyzn zachichotała i zrobiła to „Yehhhh!” wyglądać na aprobatę, jakbym właśnie odkrył sekret punktacji. Obie te grupy zdecydowanie nie są materiałami polipropylenowymi.
Po zrobieniu tego nie minęło kilka lat, kiedy zacząłem wchodzić w relacje poli. Zostałem trzecim w trójkącie MFM. Mniej więcej rok później zacząłem spotykać się z innymi jako mój „główny”. To działało dla mnie, dla nas, przez jakiś czas. Jedyną różnicą był poziom komunikacji, gdy sprawy się skończyły. Było proste, szczere, prawdziwe, a czasem przepraszające lub empatyczne. Te rzeczy ułatwiają separacje – bo skończyły się wzajemnym szacunkiem.
Do dziś jestem poliamoryczna, ale nie praktykuję. Jestem żonaty, moja żona jest monogamiczna, ale akceptuje moją poli-naturę jako część tego, kim jestem. Spotykałem się podczas naszego małżeństwa i nie mam zamiaru przeklinać monogamii. Jeśli nigdy więcej nie umówię się na randkę i zostanę z żoną, niech tak będzie. Jednak lubię mieć otwarte opcje, ponieważ w ten sposób cieszę się moimi związkami.
Odpowiedź
Ja też skorzystałbym, wiedząc, co przez to rozumiesz.
„Trzecie koło” może mieć pewne negatywne konotacje – tak jakby ktoś był na drodze lub przynajmniej niezręcznie przywiązany. Nie mam dużego doświadczenia w tym zakresie.
Ale nierzadko zdarza się, że osoby A i B mają głębsze lub bardziej zaangażowane relacje niż B z C. (Niektórzy ludzie opisują to jako „pierwotne” i „wtórne”, a inni są uczuleni na te terminy, ale sytuacja często istnieje, niezależnie od tego, czy są tak nazwane, czy nie). Może pytasz, jak to jest być osobą C.
I oczywiście jest różnie. Bardzo dużo.
Jestem osobą A w moim 40-letnim związku (chociaż z bliskim związkiem z osobą C.). Uważamy, że mamy szczęście, że to działa tak dobrze – osoba C jest jasna, że jest to w zasadzie najlepsza relacja, jaką kiedykolwiek mieli (ponad 10 lat). równi, wszyscy kochamy się i troszczymy o siebie nawzajem, a także traktujemy się z szacunkiem i uczciwością najlepiej jak potrafimy. Osoba C jest szczęśliwa, że ma po jednym ukochanym każdej płci. Jedną dobrą rzeczą jest to, że osoba C nie ma tendencji do porównywania się i tworzenia historii o byciu „mniejszym niż”; po prostu patrzą, czy jest zadowolona z aranżacji. Pomaga to tej osobie C często być szczęśliwym singlem, a nawet w związku małżeńskim mieszkał przez kilka lat w różnych stanach z powodów zawodowych. Więc mogą sobie dobrze radzić w niepełnym wymiarze godzin. Mogę nie być tak szczęśliwy w tej roli, więc mam szczęście, że to działa dla nich (ponieważ ich kocham i chcę, żeby byli szczęśliwi Och, a osoba C ma kilku innych kochanków, chociaż widzi ich częściej, jak raz w miesiącu. I kariera, która wymaga czasu i uwagi.
Jednak jestem osobą C w innym związku. Czasami chciałbym, żeby mój partner w tym związku był bardziej dostępny, ale przeważnie działa dobrze i cieszę się, że mają siebie nawzajem. Mam w życiu dużo miłości i uczucia (i całego seksu, jakiego chcę) – od to i z poprzednio opisanego związku, więc nie potrzebuję dużo czasu z tego związku, a bycie osobą C jest w zasadzie dobre. Mamy miłość i seks, zabawę i więź (od 15 lat). To dla mnie dobre uczucie.
Gdybym był sam, nie wiem, czy bycie osobą C będzie dla mnie równie dobre, ale z 40-letnim związkiem nie byłem sam od moje wczesne 20 lat, więc nie jestem do tego przyzwyczajony. Może gdyby to był dobry, pełen miłości związek, dorósłbym do bycia szczęśliwym (i samym sobą).
Podstawową odpowiedzią jest to, że może to działać dobrze, jeśli twoje potrzeby są dobrze zaspokojone – z relacji, w której jesteś trzecim kołem, oraz wszelkich innych relacji, które masz, i tego, co działa dla ciebie, gdy jesteś sam. A jeśli ta kombinacja nie wystarczy, możesz być nieszczęśliwy. W takim przypadku możesz lub nie być w stanie poszerzyć relację, znaleźć lub ulepszyć innych lub poczuć się bardziej komfortowo spędzając czas z samym sobą – lub przejść dalej, jeśli zajdzie taka potrzeba .
—
Komentarz do innej (dobrej) odpowiedzi, która zawiera: „Nie radzę uczestniczyć w związkach, w których czujesz się drugorzędny …”.
Szczerze mówiąc, nierzadko jest drugorzędny; z mojego doświadczenia w społeczności polipropylenowej rzadko zdarza się znaleźć trwałe związki, w których wszyscy kochankowie są dokładnie równi w swoich relacjach. Niezależnie od tego, czy użyjesz terminu „drugorzędny”, czy go unikniesz, często jest to rzeczywistość. Kiedy widziałem, jak ludzie udają, że związek jest równy, kiedy tak nie było, sprawy nie układały się dobrze, chociaż Twój przebieg może się różnić. Z mojego doświadczenia wynika, że nie liczy się to, by „poczuć się” drugorzędnym – ale to, czy czujesz się widziany, słyszany, kochany, szanowany i o który się troszczysz. Jeśli je masz, możesz mieć wspaniały i wartościowy związek, niezależnie od tego, czy jesteś „najważniejszy”, „następny najważniejszy”, „wszyscy równi”, czy cokolwiek. Jeśli ich nie masz, bycie „głównym” lub „wszystkim równym” nie sprawi, że będzie dobrze. O ile możesz być uczciwy co do różnych zobowiązań, gdy one istnieją, dobrze zaspokajać własne potrzeby, ORAZ nie mieć obsesji na punkcie rankingów lub porównań, tym lepiej możesz być. Jeśli uważasz, że nieważne, jest to ostrzeżenie do omówienia, ale poczucie „nie NAJWAŻNIEJSZE” nie jest z natury złe, o ile jesteś wystarczająco ważny i dobrze traktowany